ubogiej; jego twarz ukazywała z nieszczęśliwością niewinność; nie był on dziełem sztucznej edukacyi - nie miał nauk, ale był człowiekiem natury -miał czułość. Ten z nieśmiałością zapytał mi się, kto by w tym zgromadzeniu był królem. W tej ciekawości zaspokojony, prosił dalej, co by ta kopa ksiąg przy królu znaczyła. «Są to księgi - odpowiedziałem - którym wszyscy naszą wolność i szczęśliwość winniśmy... są to prawa, które dają nam wszystkim życie, majątek i sławę.» Na te słowa rzuciły się łzy z oczu człowieka owego. Przeraziło mię to. Pytałem się ciekawie tego zmartwienia przyczyny. Westchnął i w te odezwał się słowa:
«Ach! nie wszystkim te prawa zapewniają majątek i życie! W tej wielkiej kopie ksiąg tylko kilka tysięcy obywatelów znajduje sprawiedliwość. Milijoay tegoż kraju mieszkańców żadnego w nich nie mają ratunku! Z milijoiia tych nieszczęśliwych i ja jestem. Zachowałem przykazania boskie, żyłem według świętej religii mojej prawideł. Nie wyrzuca mi sumnienie, abym kiedykolwiek skrzywdził bliźniego... Chociaż czułem okrutny los poddaństwa mojego, przecież sądząc go być Opatrzności zrządzeniem, w dzień pracowałem wiernie panu, pracowałem i po nocach dla wyżywienia żony i dzieci... Pociągano mię nad powinność do robocizny, wypędzano do najcięższej pracy, w drogi najgorsze, gdzie siebie i cały mój dorobek zniszczyłem. Nie mogłem się uskarżyć nikomu, gdyż mi nikt sprawiedliwości uczynić nie mógł, tylko pan... Miałem trzech synów. Z tych śrzedni widząc, iż ledwie jeden nadzieję mieć może objęcia roli po mojej śmierci, a drudzy bez ziemi i bez chleba żyć będą musieli i krajowi, i sobie nieużyteczni - nic mi nie powiedziawszy odszedł; jakom się potem dowiedział, uczył się rzemiosła. Po oddaleniu się jego z domu, pan surową karą mi grożąc, jeżeli mu syna nie przystawię-owszem-zaraz do więzienia osadziwszy, nie wypuścił mię, dopókąd mu kilkaset złotych za własnego, syna nie zapłaciłem. Wkrótce potem, sądząc mię być bogatym i spodziewając się więcej u mnie pieniędzy, kazał mię znowu wziąć do kłody1 i trzymał dopóty, dopókąd mu syna nie powrócę. Gdy wołałem o sprawiedliwość, przypominając, że go już drogo opłaciłem, pan nazwał ten żal mój zuchwałością: zaraz kazał mi wszystko z domu pozabierać, a okrutnie mię skatowawszy, w kajdany zakutego wrzucono do chlewa. Wydobyłem się z tego lochu. Uciekając z nieszczęśliwym życiem, czuję aż nadto, iż dla mnie w kraju nie masz sprawiedliwości... Tylko ten, który mnie krzywdzi, tylko mój tyran być może moim sędzią! W tych prawach mego stanu człowiek nie znajduje więcej od bydła obrony! Król nawet nie może być ojcem nas wszystkich!*)
Tu przerwałem mu, nie mogąc dalej wstrzymać mej czułości. Złorzekłem barbarzyństwo kraju, a nie mogąc bliźniemu poradzić, tym tkliwiej czułem nieszczęście jego. W tym jednym przykładzie zdawało mi się widzieć nieskończone krzywdy milijonów rolników. Stanęły mi łzy w oczach...
Nagle spostrzegłem przed bramą mnóstwo ludzi, z których każdy trzymał w ręku papiery...
W jednych ręku taki był napis:
«Cztery milijony pięćkroć sto tysięcy najużyteczniejszych mieszkańców, których chociaż stan rozróżniać od ludzi zdaje się, przecież nam reUgija odkrywa jednaki z innymi ludźmi początek, ucząc, że wszyscy od jednego ojca pochodzimy, że każdy inny człowiek jest naszym bliźnim - więc na miłość bliźniego zaklinamy, prosząc nie o co innego, tylko aby równą z każdym innym człowiekiem sprawiedliwość mieliśmy; aby ten, kto nas krzywdzić może, nie był w własnej sprawie i stroną, i sędzią.»
U drugich widziałem ten wyraz:
«Milijon kilkadziesiąt tysięcy kobiet, które w krótkim czasie w dwójnasoB kraj zaludnią, jeżeli podług praw boskich nie pańska wola, ale własna ich wola ślub małżeństwajważnym uczyni, jeżeli jednej wsi granice nie będą dla nich człowieczeństwa granicą.»
U innych czytałem:
«Milijon czterykroć sto tysięcy ludzi młodych, jeszcze dwudziestu lat nie mających, przyrzeka w lat kilka liczne Rzeczypospolitej wojsko, obiecuje powiększyć krajowe bogactwa, oszczędzić te miljony, które cudzoziemskim fabrykantom bez powrotu kraj wypłaca - jeżeli zamiast uporczywej i namiętnością omamionej dziedzica'woli prawo wróci im wolność naturalną pracowania koło swej żywności wszelkimi pozwolonymi w kraju sposoby i uczenia się, według każdego chęci i zdatności, różnych fabryk i rzemiosł; jeżeli nie jedna wieś, ale cały kraj będzie ich krajem.»
W pośrzód tego tłumu słychać było tu i owdzie przeraźliwy rozpaczających płacz i jęk, wołanie do nieba o pomstę uczynionej im krzywdy i przeklęstwo okrutnej niesprawiedliwości. Przybiegłem do jednego z nich i zapytałem się, co by cierpiał. «Krzywdę od samego prawa» - rzekł z zapamiętałością, rzucając mi kartę.
Podniosłem ją. To zawierała w sobie:
«Jestem syn poczciwego ojca i dobrego obywatela. Rodzice dali mi wychowanie stosowne do tego majątku, który przy ciężkiej a sprawiedliwej pracy całe życie dla mnie zbierali i który jako syn dziedziczyć miałem. Przebrzydłe łakomstwo odkryło po śmierci ojca mego, że nie był szlachcicem. Nagle ja utraciłem wszystko, zostałem się bez sposobu do życia. Ciężką pracę ojca mego, tę najsprawiedliwszą własność moją, obcy człowiek bezsumienny...zagrabił.»
Oddałem mu czym prędzej kartę. Nie mogąc znieść tego niesprawiedliwości obrazu, uciekłem, abym zgubił z oczu te nieszczęsne gwałtu ofiary.
Gdym już nikogo nie widział, rzekłem sam do siebie: «Jakież to praw straszydło! Niewola, gwałt, bezżeństwo, publiczne cudzego majątku odzierstwo-prawem upoważnione! Takie barbarzyństwo w ośmnastym wieku! Rzeczpospolita z takimi prawami, mając sąsiadem cesarza i króla pruskiego, czyliż długo utrzymywać się sądzi
.................................
Pięć części narodu polskiego stoi mi przed oczyma. Widzę milijony stworzeń, z których jedne wpół nago chodzą, drugie skórą albo ostrą siermięgą okryte, wszystkie wyschłe, znędzniałe, obrosłe, zakopciałe. Oczy głęboko w głowie zapadłe. Dychawicznymi piersiami bezustannie robią. Posępne, zadurzałe i głupie, mało czują i* mało myślą: to ich największą szczęśliwością.
Ledwie w nich dostrzec można duszę rozumną. Ich zwierzchnia postać z pierwszego wejrzenia więcej podobieństwa okazuje do zwierza niżeli do człowieka. Chłop - ostatniej wzgardy nazwisko mają. Tych żywnością jest chleb z śrzutu, a przez ćwierć roku samo zielsko; napojem - woda i paląca wnętrzności wódka. Tych pomieszczeniem są lochy, czyli trochę nad ziemię wyniesione szałasze: słońce tam nie ma przystępu - są tylko zapchane smrodem i tym dobrotliwym dymem, który aby podobno mniej na swoją nędzę patrzali, zbawia ich światła; aby mniej cierpieli, i w dzień, i w nocy dusząc, ukraca ich życie mizerne - a najwięcej w niemowlęcym wieku zabija. W tej smrodu i dymu ciemnicy dzienną pracą strudzony gospodarz na zgniłym spoczywa barłogu. Obok niego śpi mała a naga dziatwa na tym samym legowisku, na którym krowa z cielęciem stoi i świnia z prosiętami leży..,
Dobrzy Polacy! Oto rozkosz tej części ludzi, od której los waszej Rzeczypospolitej zawisł! Oto człowiek, który nas żywi! Oto stan rolnika w Polszczę!.!..
Tu kiedy sobie pomyślę, żem Polakiem, wstyd mię dalej mówić. Kiedy sobie przypomnę, żem człowiekiem, porywa mię rozpacz i zgroza!...
W pośrzodku chrześcijan takie okrucieństwo!... Tyrani, bluźniercy Nie lękacież się, iż spełni się na koniec miara nieprawości waszych?...
Jeżeli Bóg jest sprawiedliwy, nie może być w oczach Jego zbrodni większej nad zbrodnię waszą!
Macież wy miłość ojczyzny? Nie obywatelami, ale nieprzyjaciółmi Polski jesteście! Więcej szkodzicie temu krajowi, niżeli szkodzili Moskale, Szwedzi, Niemcy, Turcy i Tatarzy! Tych okrucieństwo padało na niektórych i skończyło się w lat kilka. Wasze okrucieństwo trapi nie tylko żyjących, ale nadto kładzie przeszkodę wieczną do podobieństwa, aby Polska mogła z sławą powstać...
Upamiętajcie się! Nie bierzcie na złe cierpliwości nieba! Czas poprawy, czas ludzkości!
Oddajcie człowieka Bogu! Oddajcie człowiekowi prawo jego natury: «Nie-chaj rośnie i mnoży się!»
Widzę straszne nieszczęśliwości nad głowy waszymi... A gdy kocham Polskę, a gdy zapomnieć nie mogę, że rodziłem się Polakiem, jak by ten kraj uratować, myślę ustawicznie!...
Przezacne duchowieństwo! Ty jesteś tłumaczem tych praw, które Bóg każdemu człowiekowi oddał, które, mają człowieka zbliżyć do człowieka - nie czynić go ciemiężycielem ludzkości albo nieprzyjacielem plemienia ludzkiego.
KOCHAJ TWOJEGO BLIŹNIEGO JAKO SIEBIE SAMEGO, A BOGA NAD WSZYSTKO - oto duch tej najświętszej nauki, którą sam Bóg przyniósł z nieba i złożył w ręku waszych. On przy niej dał się męczyć i umarł. Macie przykład, jeżeliście wiernymi uczniami Jego.
W ogłaszaniu tej prawdy nic was fałszywymi czynić nie powinno, ani bogactwa, ani godności, ani śmierć sama! Mówcież więc do Polaków, że ten nie jest chrześcijaninem, ten nie żyje podług nauki Zbawiciela swojego, kto z jakiejkolwiek przyczyny zaprzecza drugiemu człowiekowi sprawiedliwość, małżeństwo, wolność przyrodzoną i własność! Jeżeli nauczacie inaczej, nie uczniami CHRYSTUSA, ale zdrajcami rodzaju ludzkiego jesteście! Jeżeli pod najświętszym imieniem JEZUSA, łakomcy, oszczercy, dumni, usprawiedliwiacie niewolę - oto słuchajcie i zadrżyjcie:
Spadnie niewinna krew ZBAWICIELA-Człowieka na głowy wasze i potępi was!...
Kończę do was, najużyteczniejsi w kraju nauczyciele edukacyi publicznej, którym Rzeczpospolita powierzyła to, co ma najdroższego - niewinny szczep takiego obywatelstwa, które ma dokończyć dzieła zbawienia Polski!... Te prawdy... wpajajcie w miękkie serca jeszcze cnotliwej młodzieży, tej to jedynej nadziei kochanej ojczyzny naszej! Niechaj dzieci znają obowiązki człowieka!... Dajcie im poznać, że obojętną uczyniło Europę na rozbiór naszego kraju przez nieprzyjaciół naszych opisanie szlachty jakby tyranów ludzi! Dajcie im czytać tę ohydę Polaków w pismach Fryderyka II i przydawajcie zaraz, że nie usprawiedliwi się szlachta polska w Europie, nie nabierze swojego szacunku i świetności, tylko gdy odda sprawiedliwość rolnikowi, a złączy się z miastami! Róbcie z młodzieży szlacheckiej i z miejskiej jeden naród! Niszczcie między nimi niechęć! Zakrzewiajcie wzajemną miłość! Dajcie im równie uczuć, że gdy się wspólnie trzymać będą, Polska zostanie wolną, mocną i sławną! Powtarzajcie im często to wielkie cnotliwego Rzymianina zdanie: Nie całość jednego stanu, ale całość narodu całego jest prawem najwyższym - Salus Reipublicae suprema lex esto
MAGNACI. Z samych panów zguba Polski. Oni zniszczyli wszystkie uszanowanie dla prawa. Oni, rządowego posłuszeństwa cierpieć nie chcąc, bez wykonania zostawili prawo. Oni zupełnie zagubili wyobrażenie sprawiedliwości w umysłach Polaków. Oni prawo zamienili w czczą formalność, która tylko wtenczas ważną była, kiedy prawo ich dumie, łakomstwu i złości służyło...
Kto na sejmikach uczy obywatela zdrady, podstępów, podłości, gwałtu? Panowie! Kto niewinną szlachtę, najpoczciwiej i najszczerzej ojczyźnie życzącą oszukuje, przekupuje i rozpija? Panowie! Kto od wieku robił nieczynną władzę prawodawczą, rwał sejmy? Panowie! Kto sądowe magistratury zamienił w targowisko sprawiedliwości albo w plac pijaństwa, przekupstwa, przemocy? Panowie! Kto koronę przedawał? Panowie! Kto koronę kupował? Panowie! Kto wojska obce do kraju wprowadził? Panowie!... Kto przez nierozsądną, nieskróconą osobistość i dumę ród bitnych Kozaków od Polski oderwał i nieprzyjaciółmi Polski być zmusił? Panowie! Kto od pewnego czasu, niby to czynność sejmu powracając, zamienił wolę narodu w wolę dworu moskiewskiego? Panowie! Kto przedawał Polaków? Panowie! Kto przy rozbiorze kraju brał zagraniczne pensje? Panowie! Kto na teraźniejszym sejmie przeszkadzał do wojska, nie pozwalał na Komisyją Wojskową? Panowie!
Tak jest! Panowie przyprowadzili kochaną ojczyznę do tego stopnia upadku, słabości i wzgardy, z której ją dzisiaj z taką trudnością - dla pr&eszkody tychże panów! - sama szlachta dźwiga!...
Wtenczas kiedy cudzoziemiec rozciągał nad wszystkimi Polakami i nad nimi samymi niewolę, kiedy rzucał na naród wieczną ohydę, kiedy szarpał na sztuki ojczyznę - oni jeszcze w swojej zaciętości ku sobie nie spokoją się, nie łączą się z sobą; owszem, wewnętrznie cieszą się z gwałtu, który ich przeciwników do reszty niszczy. Żaden z panów nie ruszył się z ofiarą swojego majątku i życia na obronę ginącej Rzeczypospolitej. Jedni, którzy dopókąd z ojczyzny zyskiwać można było, zebrali znaczne dostatki, używali ich spokojnie w zaciszu, równie jakby w najszczęśliwszym czasie Polski. Okazują najlepiej, czym są panowie, te przy rozbiorze kraju od nich wyrzeczone słowa: «Niech się dzieje z krajem, co chce, ja to wiem, iż zawsze w mojej wsi będę wójtem!» Inni zaś widząc, że przy rozboju ojczyzny łatwo bogacić się z jej łupów, sami nadarzają się cudzoziemcom za narzędzie do prędszego uskutecznienia gwałtów; ukazują im sposoby do pozorniejszych formalności; za pensyje, za własne Rzeczypospolitej dobra, bez zapewnienia jakiegoś dalszego losu ojczyźnie i tej niewinnej szlachcie, którą zdradzili, tylko po zabezpieczeniu swoich osobistych losów i swoich osobistych ńadgród niewolę milijonów ludzi podpisali najpierwsi. Szlachcic zaś, który dotąd był łudzony, dopókąd był potrzebny, gdy szedł poct jarzmo, opuszczony przez panów, którzy tyle lat silnie nad nim pracowali, aby mu odebrać rozum i duszę, zapomniał w ostatniej potrzebie ojczyzny, że miał szablę w pochwie.
Ale nad rozbiór kraju gorsze złe panowie wyrządzili Polakom: zatracili narodowy charakter. Szlachcic z nieustraszonego stał się nad wszystko lękliwym, z wyniosłego podłym, z urodzonego do wolności już dojrzałym do najcięższej niewoli: świadkiem tego zabory; stracił to hasło, którego naruszenie w wszystkich jedno czucie budzić powinno; bez wyobrażenia sprawiedliwości, największa nieprawość w nim krwi nie burzy; czyli to gwałt prawa, czyli posłuszeństwo prawu równy w jego umyśle skutek sprawują; krzywoprzysięstwo popełnić już mu z łatwością przychodzi; sława narodu, miłość ojczyzny nie zapala go do ofiar, nie ma stałości ducha, na wszystko się zastrasza, już nie czuje, iż milsza śmierć niż niewola podła. Tak jest: zatracili panowie właściwy naszemu narodowi umysł!
Charakter narodu okazuje się najlepiej w publicznym gwałcie, w niebezpieczeństwie ojczyzny i w karaniu jawnych zbrodni krajowych. Sławny naród polski w podobnych razach: nie brakuje ich w dziejach jego!...
Po owym niesłychanym gwałcie, kiedy z pośrzód stolicy podczas sejmu wzięto czterech najcnotliwszych senatorów, nazajutrz sejmujący o zwyczajnej godzinie zeszli się na śesyją. Nikt nawet głosu nie zabrał o tak niesłychanym wszystkich praw zdeptaniu! Owszem, prócz jednego męża cnoty i stałości, Andrzeja Zamoyskiego, natenczas kanclerza, wszyscy razem ministrowie, senatorowie i wszyscy posłowie, jak gdyby w niczym naruszoną nie była udzielność narodu, tenże sejm kończyli.
Ale już wre krew we mnie! Cóż to za rok polski1, którego dni nie różnią się od nocy! Zbrodniami i nieczułością Polaków napełnione godziny jego! Czyliż mogła ziemia polska wydać tak czarną poczwarę ? I nie byłoż żadnego Polaka, który by z tego straszydła wcześnie był oswobodził ojczyznę?... Ten nie kocha kraju, kto czytając to, nie zapali się publiczną zemstą!...
Trzech utrapieńców rodzaju ludzkiego powzięło zamysł, aby na sztuki rozszarpać naród polski. Do Wykonania takiego bezeceństwa potrzebują człowieka Polaka, nierównie od n/ch złośliwszego, który by to do skutku przywiódł, co oni pomyśleli, który by taki rozbój narodów formalnym Polaków zezwoleniem upoważnił, a zaszczepionym nierządem w reszcie kraju na zawsze uwiecznił. Ukazują złoto. Na brzęk jego zrywa się Poniński: oń jeden z pośrzodka tak wielkiego kraju w dzień, wtenczas kiedy na niego patrzyli wszyscy, bieży na miejsce spisku. Za dwa tysiące czerwonych złotych wyzuwa się z wszelkiej ludzkości, zrzeka się wszystkich obowiązków poczciwości, wdzięczności. Z wesołością bierze ten puinał, który ma nurzać w wnętrznościach swojej Matki...
Pierwszego dnia sejmu, gdy już zgromadzili się obywatele do izby poselskiej, wchodzi tam Poniński. W zgromadzeniu blisko tysiąca osób stawa napośrzodku izby. Bierze kij prosty wrękę, podnosi go w górę i woła: «Jestem waszym marszałkiem! rozchodźcie się, a jutro o godzinie ósmej przyjdziecie!» Prawda, że na to zuchwalstwo zbladło wielu Polaków. Ale nie miał żaden tyle duszy, aby w miejscu zuchwalstwo ukarał. Owszem, jeden tylko Rejtan nie dopuścił gwałcicielowi prawa wstępu w miejsce prawa.
Wyszedł z izby zdrajca Polaków. Polacy zamiast tym ściślejszego związania się z sobą, zamiast wykrzyknięcia z jednomyślnością marszałka, zamiast tym prędszego, skuteczniejszego radzenia, jak by od takiego nieprzyjaciela ojczyznę uwolnić - wszyscy z wielką spokojnością wyszli.
Dnia drugiego, gdy się znowu obywatele zgromadzili, Poniński stawa we drzwiach tylko i prostym kijem o próg uderzywszy nakazuje narodowi, aby się zaraz rozszedł, a jutro o tejże godzinie zgromadził. Natychmiast ruszają się wszyscy posłowie, jak gdyby bez Ponińskiego ani rozumu, ani woli nie mieli! Wychodzą z izby. Jeden poczciwy Rejtan krzyczy, woła, zaklina ich na miłość ojczyzny, na miłość ich własną, na honor narodu, aby sobie samym nie czynili tej krzywdy, aby nie gubili ojczyzny, aby tym usilniej, tym nieodstępnie j radzili, im oczywiściej odkrywa się kraju niebezpieczeństwo. Ale już natenczas nie czuł szlachcic: już w nim przez długą panów nieprawość tak znikczemniony był umysł, iż kto się poważył, mógł bezpiecznie deptać po karku jego.
Stąpił Poniński dalej. Zdrajca kraju czyni się publicznym łupieżcą i tyranem jego.
Wieleż to zbrodni zawiera w sobie dzień 21 kwietnia 1773! Zastanawiam się nad dziejami wszystkich krajów: nie znajduję w żadnym takiego dnia, w którym by tyle razem złoczyństwa jeden człowiek połączył i w którym by jakikolwiek lud do tego stopnia swoją nikczemność okazał. Najpierwej obtacza swój dom moskiewską wartą. Potem zagrabia pod swoją moc skarb publiczny. Dalej każe sobie przysięgać Komisyi Wojsk Rzeczypospolitej. Z huzarami pruskimi najeżdża domy partykularnych i wymusza konfederacyi podpis. Z tąż obcego żołnierstwa zbrojną czeredą wpada do grodu; podaje akt konfederacyi, przez siebie tajemnie z nieprzyjaciołami ojczyzny ułożony, do ksiąg publicznych; wzbraniającym się przyjąć go urzędnikom przytomnym żołdactwem pogrąża; aby żadnego przeciwko temu aktowi zażalenia odbierać w grodzie nie ważono się, surowo zakazuje. Nareszcie twardy człowiek temu udzielnemu narodowi, tak dla niego powolnemu, tak cierpliwemu, wyrządza ostatnią zniewagę: rozkazuje jednemu z swoich rozesłańców, aby poszedł do izby poselskiej i zapowiedział narodowi imieniem jego, że mu przykazuje zaraz się rozejść.
Jaka boleść tu ściska serce moje, gdy sobie przypominam, że urodziłem się Polakiem! Szlachta ulękła się więcej groźby śmierci niżeli sromotnej hańby! Ohyda rodu naszego! Większa część posłów za odebraniem takich rozkazów natychmiast rusza z miejsc. Nie na ściganie i ukaranie zuchwalcy, ale posłuszna, z spokojnością garnie się ku drzwiom. Jeden Rejtan... Tak jest, jeden poczciwy Rejtan znowu woła, zaklina i krzyczy na wszystkich, aby pamiętali, aby nie opuszczali nieszczęśliwej Polski. A gdy głuchy był na głos męstwa już zepsuty Polak, cnotliwy Rejtan rzuca się w progi pod nogi nieczułych braci. Tam jęcząc krzyczy: «ZDEPCZCIE MNIE, KALECZCIE MNIE, KIEDY OJCZYZNĘ GNĘBICIE!.Ani ten widok cnoty nie wrócił dzielności duszom Polaków...
Najwięksi złoczyńcę, najwięksi tyrany wzruszali się na świętość cnoty. Poniński, dla którego już u ludzi nic świętego nie było, który z wolności, z prawa, z narodu, z religii, z przysięgi i z BOGA pośmiewiska sobie czynił - zamiast zastanowienia się w swoim ślepym zapędzie na taki widok cnoty w człowieku wpada, owszem, w największą wściekłość. Skład sam z swej osoby sąd: wydziera Polszczę ostatniego cnotliwego Polaka, poczciwego Rejtana, konfiskuje dobra, ogłasza praw obrońcę nieprzyjacielem ojczyzny. Niecnota rzuca infamiją na cnotę.
Cóż to? Ani tu jeszcze nie znalazł się w całej Polszczę choć jeden przynajmniej taki obywatel, który jeżeli nie ojczyzny, to przynajmniej cnoty mszcząc się, nie utopił miecza w tak czarnym sercu? Nie!...
Czyliż ten naród ma charakter, w którym jeden człowiek potrafił wypełnić tyle zbrodni bezkarnie ? - więcej powiem - w którym taki publiczny złoczyńca nie tylko nie zginął, ale bawił się w kraju, żył lat piętnaście poważany, zasiadał w senacie ? Tron przybrał go do boku swojego za ministra. Owszem -urzędy handlował, sprawiedliwość przedawał i jeszcze głośno kazał wszystkim powiadać, że u niego wszystko jest na przedaż.
I gdzież tu jeszcze charakter Polaków? I gdzież jest to męstwo, ta stałość w przedsięwzięciu, co jest tak potrzebną temu, który kraj z niebezpieczeństwa ratować zamyśla ? Chcemy dać dowody, że odtąd przy obronie ojczyzny umierać będziemy, a nie mamy tyle mocy duszy, abyśmy dali dowody, że kiarać zdrajcę ojczyzny umiemy. Chcemy się groźnymi uczynić przeciwko zawziętym nieprzyjaciołom ojczyzny, a nam groźnym ukazuje się jeden Poniński w areszcie...
Trzeba koniecznie z powstawaniem naszym podnieść upadły charakter narodu! Ten zniszczyli w szlachcie panowie. Bo nigdy panowie ani do swojej ojczyzny, ani do szlachty przywiązanymi nie byli...
Panowie ... Wasza duma, wasze łakomstwo, wasze niezgody i wspólne zawiści do tej niedoli przyprowadziły ojczyznę! Przez zniewagę praw, przez zgwałconą w wszystkich sądach sprawiedliwość zniszczyliście w szlachcie wyniosłość ducha, męstwo, odwagę, stałość w przedsięwzięciu i miłość wolności.- Zatraciliście własny Polaków charakter, nadając szlachcie podłość, wszystkiego bojaźń i na bezprawie i niesprawiedliwość zupełną nieczułość!
Czas upamiętania waszego! Czas, abyście wrócili prawu dzielność! Bo was gwałt pogrąży.
Starajcie się, nie mogąc już nadać duszy tym, którzy się z wami postarzeli, abyście tej duszy nie kazili w młodzieży!... Nie utrzymujcie bardziej waszej familii niżeli Rzeczypospolitej!...
Ja z tych powodów uczyniłem do was tę przemowę, aby przekonawszy was, jak wieleście Polszczę szkodzili, nakłoniłem, żebyście to jej nadgrodzić starali się!... Pamiętajcie, abyście nie skrzywdzili tego sławnego sejmu!...
WNIOSEK WZGLĘDEM PRAW NARODÓW. Prawami narodów są prawa człowieka powszechniej wzięte.
Jak z natury każdy człowiek ma rozum i moc na obronę swoich praw, mi na wydarcie praw drugim, tak każdy naród mieć powinien wolność używania swojej mocy i rozumu na obronę swoich praw, nie na wydzieranie praw narodom drugim.
Jak w towarzystwie ten obywatel gwałci prawa drugich, który sobie więcej od nich prawa przyczynia, tak w narodach ta familija, ten naród gwałci prawa innych narodów, który więcej od innych sobie praw przywłaszcza.
Wojna jest ustawą Stwórcy: zgadza się z rozrządzeniem Stwórcy, kiedy jej końcem jest ocalenie rodzaju ludzkiego. Wojna — jest to jedyny sposób, który Najwyższy Prawodawca podał ludziom dla obronienia swoich praw, dla oswobodzenia się od gwałcicielów. Tylko ta wojna jest godziwą i sprawiedliwą, która prawa ludzi broni.
Gwałcicielem praw narodów jest każdy despota: albowiem gdziekolwiek choć jeden tylko despotyzm istnie, tam w pogranicznych narodach już z trudnością utrzymują się rzeczypospolite.
Gwałcicielem praw narodów są wszystkie te familije, każdy ten człowiek, który w jakimkolwiek narodzie sobie jednemu władzę prawodawczą przywłaszcza. Gwałcicielem praw narodów jest ta familija, to społeczeństwo, które utrzymuje wojsko regularne: bo nadaje stu tysięcy ludziom przez sztukę większą moc, niżeli Bóg nadał milijonom.
Gwałcicielem praw narodów jest ta familija albo te familije, które jak ziemię, bydło i inne stworzenia, tak ludzi swoją własnością nazywać ozuchwalają się.
Gwałcicielem praw narodów jest każdy ten książę, król, cesarz, zgoła jakikolwiek człowiek, jakikolwiek urzędnik, który waży się przymuszać bronią tego człowieka, tę wieś, to miasto, prowinćyją, naród, aby pod jego rządem zostawali, kiedy to miasto, prowincyja, naród nie podoba sobie pod takim rządem, chce się przyłączyć do innego towarzystwa albo obrać sobie inny rząd. Gwałcicielem praw narodów jest taki książę, król, cesarz, który wydaje wojnę jakiemu krajowi dla odzierżenia go lub dla zagrabienia mu prowincyj, nie wstydząc się zasadzać na tym najsromotniejszym dla ludzi, a najzuchwalszym dla niego dowodzie, że te milijony ludzi są posagiem jego żony, są puścizną po babie, stryju albo wuju. Sprzysiężcami na prawa narodów są wszystkie te familije, pod jakimkolwiek imieniem, które czynią tajemne spiski na podzielenie między siebie narodów, które sprzedają, frymarczą, wojnami sobie wydzierają — a po wojnach przez ugody dzielą między siebie milijony takichże jak oni ludzi, ustępują sobie, zamieniają naród za naród.
Podpisywać niewolę jednej części współobywateli żaden człowiek i żadne zgromadzenie nie ma władzy - tylko trzeba zezwolenia dobrowolnego tych samych ludzi, o których wolność rzecz idzie. Sejm najlegalniejszy tylko część narodu może z swojego towarzystwa wymazać, ale oddawać w niewolę nie ma żadnej władzy. Ktokolwiek na to się poważa, czyni występek przeciwko ludzkości. Człowiek być własnością człowieka nie może.
Dzisiaj już cała ziemia podzielona, obsiadła jest najsprawiedliwszą własnością tego, co ją uprawia. Przeto dzisiaj inny sprawiedliwy zamiar wojen być nie może, tylko praw narodów całość. Ta każda wojna jest niesprawiedliwą, którą zaczyna ktokolwiek dla innego pożytku, nie dla ocalenia praw narodów ani dla powrócenia jakiemu ludowi urodzonej wolności zawierania towarzystwa z tym, z kim dobrowolnie zechce, albo obierania sobie rządu takiego, jaki mu się podoba.
Dzisiaj nie można prowadzić wojny dla ©dzierżenia pod jakimkolwiek pozorem ziemi, bo każdą ziemia jest własnością ludzi, którzy ją pierwsi obsiedli. Nie można też prowadzić wojny dla odzierżenia tych ludzi, bo ludzie nie są bydlęty, ażeby własnością drugiego człowieka być mogli.
Ale tylko wojna na tym kończyć się powinna, aby tych ludzi przez wojnę postawić w tym stanie wolności, żeby stowarzyszyć się mogli z tym, z kim sami zechcą, i obrali sobie rząd, jaki im się podobać będzie.