W ogóle prawie wszystkie utwory Drużbackiej mają na celu zbudowanie czytelnika i ze wszystkich sama autorka wyprowadza naukę moralną. Ten cel pouczający widoczny jest na przykład w pisanym sestynami poemacie opisowym pt. Opisanie czterech części roku, który należy do najudatniejszych utworów Drużbackiej; tutaj to właśnie, jak mówi Krasicki, «osobliwie wydaje się żywość imaginacyi* poetki «i wdzięk wyrazów*. Myśl przewodnią poematu zawierają dwie pierwsze strofy:
Bogdajżeś przepadł w piekło z ateistą,
Ty, który mówisz, że Bóg nie jest Panem
Ni Stwórcą rzeczy! A któż oczywistą
Machinę świata oblał oceanem?
Kto słońce, miesiąc, planety w swym biegu
Komenderował, kto gwiazdy w szeregu?
Powiedz: kto słońcu wschód raimy naznaczył?
Kto czas wieczorny w zachodzie zamierzył?
Kto księżyc pełny w części przeinaczył?
Kto osiom mile gwiazdecznym wymierzył?
Kto Mleczną Drogę, kto czystą jutrzenkę,
Kto w świetną przybrał firmament sukienkę?
Tak więc prawidłowość «machiny świata* oraz piękność stworzenia przekonywa człowieka, że jest Bóg, który to wszystko stworzył: i tę właśnie wiarę pragnie wpoić autorka w serca swoich czytelników. W tym celu opisuje kolejno piękności natury na wiosnę, w lecie, na jesieni, w zimie, a przy sposobności - i zajęcia ludzkie w każdej porze roku. Utwór ten jest nowością w poezji naszej jako pierwszy poemat opisowy, miejscami nie pozbawiony wdzięku, na przykład w opisie wiosny:
O, złoty wieku w postaci dziecinnej,
Wiosno wesoła! toć się pięknie śmiejesz.
Wszystko twej ujdzie płochości niewinnej,
Czy chłodem dmuchasz, czyli ciepłem grzejesz;
Wolnoć, jak dziecku dla swojej zabawki,
Dziś urodzone straszyć śniegiem trawki.
Przecie, choć straszysz, nie uczynisz szkody
Ni skrzepłym zimnem, ni przykrym gorącem:
Przyjemna pora, czas miły, czas młody,
Ma swą umowę z powietrzem i słońcem;
Wie, kiedy zagrzać, wie, kiedy ochłodzić,
Ma sposób starość orzeźwić, odmłodzić.
Zielone lasy w cieniach rozmaitych
Z pięknych kolorów liberyje mają:
Insze na brzozach, insze w gajach krytych,
Insze na drzewkach niskich gust wydają,
Insze na buku, grabinie i sośnie,
Insze na dębie, który sto lat rośnie...
Ptasząt rozlicznych głosy słychać w gajach,
Te gniazdo ścielą, te miejsca szukają,
Te już spokojne, co siedzą na jajach,
Te zaś, choć ślepe, z domków wyglądają:
Temu miód niesie, muszkę, temu mrówkę,
To pyszczkiem prosi, to nachyla główkę...
Tu słowik wdzięczne przemiany w swym głosie
Posyła echu, które chętnie niesie
Przyjemny koncert porankowej rosie:
Słychać go w łozach, słychać w ciemnym lesie;
A gdzie strumyczek szemrząc płynie wąski,
Pieszczę skrzydełka, skoczywszy z gałązki.
Lecz najlepszymi utworami Drużbackiej są satyry, bądź rozproszone po powieściach fantastycznych, w których Drużbacka na wzór romansów Potockiego przeplata opowiadanie różnymi uwagami, bądź stanowiące utwory samoistne. W satyrach gniewa się autorka na zbyt światowe życie zamożnego duchowieństwa, na młodzież polującą na posagi, lecz nade wszystko napada na różne wady i zdroż-ności dworów wielkopańskich, którym się własnymi oczami przyglądała, jako to na nieszczerość i przesadną grzeczność, na plotkarstwo i obmowy, a zwłaszcza na rozluźnienie obyczajów. Najudatniejszą jest satyra pt. Skargi kilku dam w spólnej kompanii będących, dla jakich racyj z mężami swoimi żyć nie chcą, będąca ciekawym świadectwem obyczajowym, a wymierzona przeciwko rozwodom, w dawnej Polsce rzadkim, lecz w XVIII wieku coraz to częstszym.
W pewnym ogrodzie, pomiędzy szpalery
W czas raimy chodząc, szeptałam pacierze;
Słucham ciekawie, że jakieś afery
Sekretne mają damy przy kwaterze;
Siedząc na darniu w figurę kanapy,
Coraz z tabakier zażywają rapy.
Nadstawiam ucha przez grabiny gęste,
Liście mnie swoim zasłoniło cieniem;
Widzę łzy z oczu, a wzdychania częste
Uważam i mam litość nad stworzeniem
Płci mojej: ledwie wraz z nimi nie kwilę,
Nie wiedząc, że to płaczą krokodyle.
Pierwsza zaczyna żal do męża prawić,
Że «jak smok siedzi na łańcuchu w domu;
Nic nie dba, bym się czym miała zabawić,
Sługi nie pytaj, zagrać nie masz komu
Ani takiego, żeby mnie zrozumiał,
W mądrych dyskursach rezonować umiał.
Jakże tu mieszkać z takim domatorem,
Co tylko wołom karmnym krzyżów maca,
Zboże na targi wyprawuje worem?
Prostych to osób z taką zrzędą praca!
Kafy1 w mym domu nie znajdzie trzech ziarnek:
Piwa mi z serem zagrzać każe garnek!»
Druga głos bierze: «Ach, miła sąsiadko!
Więcej ja cierpię z moim skąpcem męki;
Kaszki na wieczór nagotuję rzadko,
Kluczy zza pasa nie da mi do ręki.
Muszek, wstąg, szpilek z marsem kiedy kupi -
Jak z nim żyć, kiedy i skąpy, i głupi ?»
Od trzeciej skarga zachodzi osoby,
Mówiąc: «Fraszka to, godna śmiechu sprawa!
Mnie by zapłakać, gdy nie znam, co roby,
Sejmów nie widzę, nie wiem, gdzie Warszawa:
Choćby mi boków nastursano w ciżbie,
Byłem z raz była w senatorskiej izbie!
Nie wiem, co jest bal, asamble, reduty:
Mój mnie jegomość osadził przy kurach;
Paź do ogona ma łatane buty,
O blondynowych nie chce garniturach
Wiedzieć, żebym je mieć mogła na modę.
Otóż z tych racyj z gapiem się rozwiodę!»
....
Ostatnia mówi: «Ja się w wachlarzy ku
Pięknym kochała, gdzie minijatura
Postać Kupida niby w ołtarzyku
Wstawiła, co mu dać mogła natura,
Wszystko wyraźne w tak subtelnej sztuce
Było... A resztę dla żalu ukrócę!
Mój Satyr, wziąwszy wachlarz w grube ręce,
Jak jął wachlować, niby kowal miechem,
Nie uważając na członki chłopięce,
Rozumiał, że to z pachołkiem Wojciechem
Za pasy chodzi - złamał kość słoniową.
Rura!... Za rurę osądził wołową!
Ja, pełna będąc cholery i żalu,
Odjeżdżam z domu, porzuciwszy dzieci;
Na pożegnaniu powiem mu: „Brutalu!
Już z tobą żyję rok dziesiąty trzeci -
Dłużej nie myślę, intencji nie kryję:
Wiedz, w jakiej cenie są galanteryje!"»
.......
Milczałam dotąd, chcąc sekret zachować
Dla wstydu, żem też i ja białogłową;
Odtąd zaczynam mężatki rachować
Zamiast pięć panien głupich, co je zową
W Ewangelii, że w lampach nie miały
Oleju, od drzwi precz odejść musiały.
....
Jeśli dla racyj wyżej wyrażonych,
Kochane panie! szukacie rozwodu,
Nie miejcie za złe, że was, rozpuszczonych
W swywoli, sądzę: polskiemu narodu
Krzywdę czynicie, z siebie - śmiechy, żarty;
Honor wasz płacze, że goły, wytarty!
Czy słuszna, żeby Rzym, nuncyjaturę,
Konsystorz kłócić niegodziwą sprawą?
Bóg dobry, iże piorunową chmurę
Nie ześle, w piekło nie wyprawi nawą;
Przyjdzie kres, kiedy z życiem was rozwiedzie:
Będzie wiedziała każda, dokąd jedzie!...
Jak poezje Rzewuskiego i Drużbackiej są jakby zapowiedzią odradzania się piękna, tak ukazują się już pod koniec panowania Augusta II pisma prozą, będące już nie tylko zapowiedzią, ale objawem i dowodem odradzania się mądrości myśli. Tak na przykład wojewoda ruski Jan Stanisław Jabłonowski ogłosił pisemko pt. Skrupuł bez skrupułu w Polszczę albo oświecenie grzechów narodowi naszemu polskiemu zwyczajniej szych, a za grzechy nie miony ch. Traktat po prostu te grzechy roztrząsający, na rozdziały podzielony, przez pewnego Polaka tymiż grzechami grzesznego, ale żałującego, na poprawę swoje i ludzką podany (1730). Odsłania tutaj autor i piętnuje bez żadnego skrupułu różne grzechy, jakich się Polacy bez skrupułu dopuszczają, jako to: kłamstwo i plotkarstwo, kradzież grosza publicznego, przekupstwa, nadużywanie liberum veto, próżniactwo, brak miłości ojczyzny i godności w wojsku itd. Słowem, jest ta książeczka bolesnym, ale zasłużonym rachunkiem sumienia narodowego.
Inny pisarz, bezimienny (jak się zdaje, Jan Lipski, podkanclerzy koronny), wydał broszurę pt. Wolność polska rozmową Polaka z Francuzem roztrząśniona (1732): Francuz usiłuje przekonać Polaka, że liberum veto jest szkodliwe i że iron dziedziczny jest lepszy od obieralnego. Tak więc nie brakło już ludzi, którzy zdawali sobie jasno sprawę z tego, co się w Polsce dzieje.
A niebawem znaleźli się i tacy, którzy nie tylko widzieli złe, ale myśleli już o środkach zapobiegawczych, o lekarstwach. Takim lekarzem był pomiędzy innymi człowiek małej energii, ale dużego rozumu i rozległej wiedzy, znacznego doświadczenia i złotego serca, szlachetny i mądry patriota, król Stanisław Leszczyński (1677-1766), który się, pozbawiony tronu polskiego, długo tułał po świecie, mieszkał w Luneville jako książę Lotaryngii, to we Francji jako teść króla Ludwika XV, a nigdzie i nigdzie o kraju rodzinnym nie zapomniał. Za granicą poznał urządzenia państwowe różnych krajów, przestawał też wiele z uczonymi ludźmi, znającymi się na sprawach państwa i piszącymi o nich, i coraz jaśniej rozumiał, że się w porównaniu z innymi państwami w Polsce dzieje źle; więc pragnął ratować ojczyznę, pragnął wskazać jej drogę do naprawy i w tym to celu napisał najznakomitsze swe dzieło pt. Glos wolny, wolność ubezpieczający, które naprzód obiegło Polskę w odpisach, a potem ukazało się (za granicą) w druku (1749).
Tego, że Polskę trzeba gruntownie przekształcić, zaprowadzić w niej tron dziedziczny, znieść liberum veto itd., nie rozumiał Leszczyński; a zresztą może i rozumiał, tylko nie chciał umyślnie swoich poglądów otwarcie wypowiadać, bo znając swój naród, bojący się jak ognia wszelkich nowości, wiedział, że projekty gruntownych zmian żadnego nie odniosą skutku: przecie szlachcicowi polskiemu nie tak łatwo było ćwieka z twardego łba wybić, że liberum veto jest nieodzownym warunkiem istnienia Polski. Oto dlaczego Leszczyński jest w swych projektach nieśmiały, a raczej ostrożny. Tak na przykład nie mówi, że trzeba znieść ze szczętem liberum veto, tylko radzi je, o ile możności, ograniczyć: jeżeli na przykład na sejmie zapadła jaka uchwała, to choćby potem sejm zerwano, uchwała powinna już obowiązywać. O zniesieniu wolnej elekcji nie myśli nawet Leszczyński: owszem, kocha ją i podziwia jako największy przywilej na świecie; ale, po pierwsze, doradza, by króla obierał nić ody naród szlachecki, tylko sejm - spośród kandydatów obranych na sejmikach, a po drugie, domaga się, aby cudzoziemców na tron nie powoływać.
Najwięcej jednak światła na rozum i szlachetność Leszczyńskiego rzuca to, co mówi o chłopach. Chociaż chłopi są wzgardą powszechną okryci, nie godzi się i nie wolno ich lekceważyć: przecie oni są karmicielami i podporą całego państwa, «oni ciężar podatków znoszą, oni wojska rekrutują, oni nas na ostatek we wszystkich pracach zastępują, tak dalece że gdyby chłopstwa nie było, musielibyśmy się sami stać rolnikami, i jeżeli kogo wynosząc mówiemy : pan z panów, słuszniej by mówić: pan z chłopów!». A za to wszystko jakąż mają chłopi nagrodę ? Taką, że jęczą w niewoli u panów, co jest bezprawiem i pogwałceniem prawa bożego: «Nie wiem, jakim sumnieniem w państwie chrześcijańskim lud pospolity traktujemy jako niewolników, nie kontentując się tym, że są poddani... Pan Bóg człowiekowi sine distinctione1 kondycyi dał wolność: jakim prawem mu ją może kto odbierać ?» Nie dosyć na tym; niewola chłopów jest niepowetowaną szkodą dla państwa, bo niewola tłumi chęć do pracy i zmniejsza jej wydajność: «Jako wolność excitat generositatem animi, tak niewola generat gnuśną nikczemność, która się wydaje w prostocie naszego pospólstwa, nie myśli bowiem przy swej biedzie sposobić się do żadnej industryi w ekonomii ani do żadnych kunsztów w rzemiosłach; pracując ustawicznie pod kijem, nie robi nic z ochotą, będąc zwłaszcza pewien, że i to, co by zarobił, nie jego; i choćby który miał z natury jakie talenta, nie ma ani serca, ani czasu zażyć ich... w każdej akcyi przy wolności znajduje się ochota, przy ochocie emulacyja6, przy emulacyi doskonałość; dlatego też nie mamy ani manufaktur bogacących państwo, ani rzemiosł rozmaitych do powszechnego zażywania i wygody życia; trzeba to wszystko z cudzych krajów sprowadzić, siebie ubożąc.» Z tego zaś wyprowadza Leszczyński wniosek, że nie znosząc poddaństwa chłopów trzeba przynajmniej znieść ich niewolę, to jest znieść prawo o przykuciu chłopa do ziemi, dać mu na własność kawałek gruntu, z którego pan będzie czynsz pobierał, oraz pozwolić mu się odwoływać od sądu pańskiego do sądów wyższych. Jeden to z najmędrszych i najszlachetniejszych pomysłów całej literatury europejskiej w pierwszej połowie XVIII wieku. Prawda, że już dawno domagał się tego samego Modrzewski, ale wielka myśl jego poszła w zapomnienie, toteż niemałą jest zasługą Leszczyńskiego, że ją przypomniał.