Pan Bóg wam nawet nie użyczył wzroku, Ślepe, prawdziwie nie wiecie, Czego chcecie, co robicie!»
Próżne gadanie: rodzaj zaperzony
Toczył we wszystkie strony.
Owszem, do siebie tak krety mówili:
«Byśmy tylko przeszkodzili,
Żeby przed zimą nic się nie zrobiło,
Tośmy już potem wygrali:
Wiatr północny z całą siłą
Przyjdzie i wszystko obali.»
Nie były słowa daremne:
Dotrzymały krety ciemne
Układy swoje zdradliwe.
Na próżnych usiłowaniach
I ustawicznych psowaniach
Minęło lato szczęśliwe.
Zniknęła wszelka otucha,
Zima, śnieg i zawierucha
Zniszczyły wszelkie roboty.
Ucieszyły się niecnoty,
Biedny ogrodnik ciężko się zasmucił
I dzieło swoje porzucił.
A tak przez kretów utraconym czasem
Ogród znowu stał się lasem
I kto chciał, to w nim polował,
Niszczył, wycinał, plądrował.
DUMA O ŻÓŁKIEWSKIM
Za szumnym Dniestrem, na cecorskim błoniu,
Gdzie Żółkiewskiego spotkał los okrutny,
Jechał Sieniawski, odważny i smutny,
W błyszczącej zbroi i na śnieżnym koniu.
Maj właśnie drzewa i kwiaty rozwijał,
Księżyc, w noc cichą świecąc roztoczony,
0 srebrne skrzydła i hełm się odbijał:
Lecz rycerz wzdychał, żalem obciążony.
Niebieskie oczy serce mu zraniły
I swą srogością pokoju zbawiły:
Wzdychał; koń jego myślom się stosował,
Z zwieszoną głową z wolna postępował.
Tak dumał, alić po bladym promieniu Błyszczącą widzi stal pomiędzy krzaki: Był to hełm; na nim w zbyt drogim kamieniu Herb Żółkiewskiego i rdzy krwawej znaki.
Zdjął go i na tak tkliwe widowisko Jął mężny rycerz rzewne łzy wylewać, A widząc srogie walk pobojowisko, Usiadł i takie zaczął rymy śpiewać:
«Cecorskie pola i wy, głuche lasy,
Co na wierzchołkach swych wiatry niesiecie,
Roznieście ciężkie żale me po świecie
Nad wodzem sławnym w wiekopomne czasy!
Mężu, co sławy chęć wyssałeś w mleku! Zamoyski twoje przepowiadał cnoty; Pod jego znakiem w wiosny jeszcze wieku Słałeś mord srogi w liczne Niemców roty.
Cóż, gdy hetmanem zostałeś z rycerza I świetnym pułkom przywodzić zacząłeś! Granice Polski ręka twa rozszerza, Podbiłeś państwa, już i Moskwę wziąłeś.
A gdy się walą wieże niebotyczne Dawnego grodu, oręż twój gotowy, Wojska Moskałów rozproszywszy liczne, Wkłada na carów zwycięskie okowy.
Hetmanie pełen nieśmiertelnej sławy! Dniu, w sercach polskich nigdy nie zmazany, Kiedyś z szczęśliwej wróciwszy wyprawy Przed zgromadzone stawił jeńców stany!
Król Zygmunt siedział na tronie, a wkoło
W szkarłatnych szatach poważni ojcowie;
Młody Władysław pozierał wesoło,
Wtem szedł Żółkiewski, a za nim carowie.
„Królu! narodzie wolny i potężny!
Wiodęć ród carów, nieszczęsny, lecz mężny;
Przyjm go nie jako chluby widowisko,
Lecz jak odmiennej fortuny igrzysko!
................................................................
Walkę dwóch stronnictw, która stanowi całą niemal treść działalności Wielkiego Sejmu, uobraził Niemcewicz w swojej komedii, wystawiając w pięknym świetle patriotów, a ośmieszając wsteczników, aby - jak mówi - «wyszydzić ostatek zakorzenionych przesądów». Tym sposobem jest
Powrót posła komedią polityczną, pierwszą komedią polityczną w Polsce, bo wszystkie dawniejsze komedie: Bohomolca, Krasickiego, Zabłockiego i innych, były obyczajowe (a co najwyżej - społeczne).
Przedstawicielami stronnictwa patriotycznego są w komedii Niemcewicza pan Podkomorzy i Walery. Obydwaj są szlachetni i rozumni, hołdują zasadzie, że «dom zawsze ustępować powinien krajowi», cieszą się całym sercem z działalności Wielkiego Sejmu, rozumieją potrzebę reform nie tylko politycznych (na przykład zniesienia tronu obieralnego), ale i społecznych: pan Podkomorzy w radosny dzień zaręczyn swego syna ze starościanką obdarza wszystkich swoich chłopów wolnością (podobnie jak Tadeusz w poemacie Mickiewicza, kiedy się zaręczył z Zosią). Krótko mówiąc: Podkomorzy i Walery to uosobienia wszelkich rozumów i wszystkich cnót, zarówno rodzinnych, jak patriotycznych.
Przedstawicielem stronnictwa staroszlacheckiego jest pan Starosta, który się nie darmo nazywa Gadulski: «Jak zaczął to o sejmie, to o wojnach bajać, - ze wszystkimi się sprzeczać, wszystkich kłócić, łajać, - gęba się nie zamknęła przez całą wieczerzę; - powywracał butelki, szklanki i talerze; - na ostatek, chociaż mu nikt nie odpowiadał, - on jednak, zaperzony, jak gadał, tak gadał; - i dopiero jak spostrzegł, że już wszyscy spali, - że świece gasły, przecież mrucząc wyszedł z sali - i na schodach dokończył ostatka swej mowy.» Otóż w tych mowach pana Starosty odzwierciedla się przepysznie jego charakter, zwłaszcza jego ciasny, zakuty łeb starpszlachec-ki, w którym się pomieścić nie może, aby Rzeczpospolita potrzebowała jakiejkolwiek reformy: przecie wszystko, co stare, to mądre, a wszystko, co nowe, to głupie! «Bóg wie, co porobiły sejmujące stany: - dlaczego ten rząd, po co te wszystkie odmiany? - Alboż źle było dotąd? a nasi przodkowie - nie mieliż to rozumu i oleju/ wgłowie? - Byliśmy potężnymi pod ich ustawami: - jak to Polak szczęśliwie żYł pod Augustami! - Co to za dwory, jakie trybunały huczne, - co za paradne sejmy, jakie wojsko juczne! - Człek jadł, pił, nic nie robił i suto w kieszeni! - Dziś się wszystko zmieniło i bardziej się zmieni: - zepsuli wszystko, tknąć się śmieli okrutnicy -liberum veto, tej to wolności źrzenicy
t (płacze). Przedtem bez żadnych intryg, bez najmniejszej zdrady - jeden poseł mógł wstrzymać sejmowe obrady, - jeden ojczyzny całej trzymał w ręku wagę: -powiedział„Nie pozwalam!" i uciekł na Pragę! -Cóż mu kto zrobił? jeszcze za tak przedni wniosek - miał promocje i dostał czasem kilka wiosek, - dzisiaj co kto dostanie ? nowomodne głowy - chcą robić jakieś straże, jakiś sejm gotowy1, - czyste do despotyzmu otwierają pole!...» «Czyliż się to z rozumem może zgodzić zdrowym, - żeby poseł w urzędzie był dwa lata trwale ? -Sejm powinien być tylko o świętym Michale, - nie więcej jak sześć niedziel: tak przedtem bywało!...» uciskać?-W tym przypadku pytam się: co kto może zyskać? - Król dziś umrze, nazajutrz syn po nim nastaje, - wszystko się w spokoj-ności jak wprzódy zostaje, - wszystko cicho i nikt się nikomu nie skłoni; - w elekcji każdy swego kandydata broni, - wszyscy na koń wsiadają i podług zwyczaju - zaraz panowie partie formują po kraju; | ten mówi do mnie z miną rubasznie-przyjemną: - „Kochany panie Piętrze! proszę, bądź waść ze mną!1 - Między nami, tę wioskę weź niby w dzierżawę!"; - drugi, żebym był za nim, puszcza mi zastawę, - ten daje sumę, i tak człek się zapomoże! - Prawda, z tego wszystkiego przyjść do*tzubów może - i tak było po śmierci Augusta Wtórego: - ci bili Sasów, owi bili Leszczyńskiego, - palili sobie wioski: no i cóż to szkodzi? - obce wojsko jak wkroczy, to wszystko pogodzi!-potem amnestia, panom buławy, urzędy, - szlachcie dadzą wójtostwa, obietnice, względy; - nie'byłoż to tak dobrze ?» Kiedy pan Podkomorzy obdarza włościan swoich wolnością, pan Starosta oczywiście nie posiada się z oburzenia: «Potrzebne to rzeczy?-do czego to znów przypiąć to ich uwolnienie? - to tylko waćpan robisz dla drugich zgorszenie!»
Oto są «zdrożne względem całości krajowej opinije», które niemiłosiernie o-śmieszył Niemcewicz, wkładając je w usta pana Starosty; aby zaś już do reszty dobić w opinii publicznej stronnictwo staroszlacheckie, zrobił z pana Starosty nie tylko skończonego głupca i wstecznika, ale nadto pijaka i niedołęgę, skąpca i chciwca, słowem - odsądził go od czci i wiary. Toteż jak Sarmatyzm Zabłockiego jest dzięki postaci Guronosa najostrzejszą w literaturze XVIII wieku satyrą na sarmatyzm w życiu domowym, tak Powrót posła Niemcewicza jest dzięki postaci pana Starosty najostrzejszą satyrą na sarmatyzm w życiu publicznym, jest jakby ostatnim słowem w tej walce przeciwko wstecznictwu i nierozumowi polityczne-mu> którą jeszcze w wieku XVI rozpoczął Górnicki w swojej Rozmowie Polaka z Włochem.
Ale i o «prywatnejp życia obyczaj ach» nie zapomniał Niemcewicz i napiętnował ich rozluźnienie pod wpływem cudzoziemszczyzny: Szarmantcki mianowicie to doskonały przedstawiciel na poły scudzoziemczałej i na sprawy ojczyzny zupełnie obojętnej «złotej młódzieży» warszawskiej, to typ «fircyka», «lwa salonowego), którego główną specjalnością jest próżniactwo i rozpusta, zabawa i polowanie - nie tyle na zwierzęta, ile na posażne panny. W osobie zaś pani Starościny, także na poły sfran-cuziałej, ośmieszył Niemcewicz «żony modne» z ich sentymentalizmem i pozowaniem na poetyczne istoty, z ich zdumiewającą zdolnością do omdlewania i spazmów na każde zawołanie, z ich przewróconymi głowami i obojętnymi na sprawy narodowe sercami.
Jak postać pana Starosty ma swoje przeciwieństwo w postaci pana Podko
morzego, tak przeciwieństwem Szarmantckiego i pani Starościny są Walery i pani Podkomorzyna: pragnął Niemcewicz uwydatnić przeciwieństwo dwóch światów polskich zarówno w zakresie życia publicznego, jak obyczajowego - i zamiar swój spełnił znakomicie.
W całym swoim blasku zajaśniał w Powrocie posła ogromny talent satyryczny Niemcewicza: w postaci dodatnie (w pana Podkomorzego, w panią Podkomorzynę, w Walerego, w Teresę) nie umiał tchnąć życia - są to ludzie papierowi; ale postaci ujemne (pan Starosta, pani Starościna, Szarmantcki) to ludzie żywi, nade wszystko pan Starosta. W ogóle jest Powrót posła nie tylko najoryginalniejszą, ale i najlepszą komedią polską - przed Fredrą.
Przy końcu
Powrotu posła wypowiedział Niemcewicz przez usta pana Podkomorzego swoje własne serdeczne marzenie: «Bodajbyśmy wraz dzieląc pomyślne godziny - między słodkim staraniem krewnym i domowi, i tym, co się należy własnemu krajowi, - cnotliwie wszyscy w zgodzie i jedności żyli - i na szczęście ojczyzny i dzieci patrzyli!»Marzenie to zdawało się ziszczać: w kilka miesięcy po pierwszym przedstawieniu komedii stanęła Konstytucja 3 maja; Polacy, jak pisze Niemcewicz, «potargali pęta, zmazali hańbę, stali się narodem; Europa czyn ich z zadziwieniem i poklaskiem przyjęła, naród zaprzysiągł być rządnym i niepodległym albo zginąć; nie było przykładu powszechnej zgody i jedności, nie można jej było dosyć uwielbić, nie można było ani dość gorących do Boga słać modłów, ani dosyć żywej podawać się radości». Dla uczczenia pierwszej rocznicy konstytucji napisał Niemcewicz ((dramat*
Kazimierz Wielki (1792). Utwór to bardzo słaby, pisany na większy jeszcze gwałt niż
Powrót posła, ale niemałe na widzach wywarł wrażenie - przez to samo, co i
Powrót posła, to jest przez swoją aktualność. Autor bowiem, dopatrując się pomiędzy czasami Kazimierza Wielkiego a Stanisława Augusta, pomiędzy statutem wiślickim a Konstytucją 3 maja podobieństwa, wziął je za «materyją dramy»; chodziło mu nie o prawdę historyczną, nie o odtworzenie ducha czasów Kazimierza Wielkiego i nie o statut wiślicki, tylko o naukę patriotyczną, o czasy obecne, o apoteozę Konstytucji 3 maja; oto dlaczego Kazimierz Wielki w tym «dramacie»pseudohi-storycznymto nie Kazimierz Wielki, tylko Stanisław August; Nałęcz to nie Nałęcz, tylko Małachowski; statut wiślicki to nie statut wiślicki, tylko Konstytucja 3 maja itd.; niektóre monologi i dialogi są echem mów, listów i broszur z czasów Sejmu Czteroletniego. Tę intencję Niemcewicza publiczność doskonale zrozumiała i raz po raz rozlegały się w sali teatralnej grzmiące oklaski. Ogromne wrażenie musiały na przykład wywrzeć kończące dramat słowa Kazimierza Wielkiego: «Niechże ten dzięn będzie hasłem powszechnej narodu radości! Niech Polacy w najpóźniejszych wiekach obchodzą go jako pamiątkę szczęśliwej ustawy sejmu wiślickiego! niech pamiętają, że tą ustawą położyli koniec wstydowi, klęskom i długim cierpieniom i że tej winni są szczęście, spokojność i niepodległość swoją.» Szczególniej jednak wspaniałą była chwila, kiedy Kazimierz Wielki przemówił ze sceny w te słowa: (Ustawy wiślickie zbawienne są; poznał je naród i nadwerężyć ich nie dopuści, a jeśliby zdrajca jaki znalazł się, który by z obcą mocą chciał zadawać blizny ojczyźnie, która go urodziła i karmiła, wtenczas ja, choć stary/ choć z siwą już głową, stanę na czele poczciwych Polaków i albo trupem padnę, albo zostawię Polskę niepodległą, świetną i poważaną !»Nagle powstał Stanisław August, wychylił się z loży i zawołał: «Stanę i wystawię się!» A sala zatrzęsła się od grzmotu oklasków.
Na nieszczęście nie stanął i nie wystawił się Stanisław August w obronie konstytucji: przyłączył się do Targowicy. Ta naj haniebniej sza hańba w dziejach dawnej Polski, ten «bólów ból» odbił się w sercu Niemcewicza echem straszliwego oburzenia, którego wyrazem są jego złośliwe paszkwile na targowiczan. Pierwszy, napisany w połowie lipca roku 1792, a więc jeszcze przed przystąpieniem* króla do Targowicy i przed wyjazdem Niemcewicza do armii - Forma prawdziwego wolnego rządu przez konfederacyją targowicką ułożona - jest parodią (nie odbiegającą zresztą tak dalece od rzeczywistości) nikczemnych odezw targowiczan, wywracających niby to w imię dobra ojczyzny i wolności narodu wielkie dzieło «spisku warszawskiego*, to jest «głupiej i szalonej Konstytucji 3 maja)>(!!). Oto na przykład artykuł o miastach i mieszczanach: «Nieszczęśliwe skutki okazują się już z nadanych praw stanowi miejskiemu przez spisek warszawski; miasta te zaczynają się murować, obcy do nich przybywać, a nawet w niektórych miejscach nie znane dotąd fabryki i rękodzieła zaprowadzać; mieszczanie wraz z szlachtą za panie bracie chcą kraju swego bronić i ofiarę składać. Przeto tak fatalnemu zgorszeniu kładąc wieczną* zaporę, wszystkie przywileje miastom przez spisek warszawski nadane kasujemy.» Artykuł o chłopach: «Źaden chłop człowiekiem nie ma być nazwany, ale panowie będą ich używać jak koni i wołów.)) Artykuł o sejmie: «Idąc przykładem ojców naszych, wolno będzie zerwać sejm przy obraniu marszałka... wszystko unanimitate ma być traktowane i liberum veto jako źrzenica wolności troskliwie piastowane; prawdziwa bpwiem wolność zależy na tym, aby jeden mógł tamować wolę wszystkich.)) Nie zapomniał Niemcewicz i o tej jednej z największych zbrodni targowiczan, którą było zniesienie Komisji Edukacyjnej: «Komisyja Edukacyjna, jako przez krótki czasu przeciąg szkodliwe w młodzieży zaszczepiła światła i principia, zniesiona być ma. Zakon zaś księży jezuitów, pod którego dozorem obywatele byli oświeceni i pomyślnie, zwłaszcza od Jana Kazimierza aż do ostatniego panowania, zarządzali Rzecząpospolitą - przeto zakon ten, jako w żadne intrygi nie mieszający się i we wszystkich krajach kochany, powracamy, z obowiązkiem, aby uczył Alwara i trochę arytmetyki, nie ważąc się dawać innych nauk, jako szkodliwych prawidłom narodu naszego targowickiego... Żeby zaś pamiątki czynów wszelkich wiecznie w umysłach młodzieży zostały, naznaczą praemium dla tych, którzy by napisali najpiękniejsze pochwały Radziejowskiego, Zebrzydowskiejgo, mianowicie zaś pochwałę konfederacyi radomskiej i nieśmiertelnego a cnotliwego związku naszego targowickiego. Że zaś znaleźć się mogą niepoczciwi ludzie, którzy historyją czasów dzisiejszych pisać będą i czyny nasze potomności bez pochwał podawać zechcą, przeto surowo zakazujemy, aby nikt historyi nie pisał.))
Ale jeszcze złośliwszym jest paszkwil drugi. Publicystyka francuska podczas wielkiej rewolucji posługiwała się nieraz trawestacją różnych ustępów z Pisma świętego oraz modlitw jako bronią satyryczną. Publicystyka polska przejęła ten zwyczaj. Były na przykład takie bezimienne trawestacje: «Wierzę w Katarzynę, Imperatorowę całej Rosyi, i we Fryderyka, syna jej jedynego, który się począł z ducha wojennego, urodził się z nieostrożności polskiej...» «Zdrowaś Maryja Teresa, łaski Pańskiej pełna, Fryderyk z tobą...» «Ojcze nasz, któryś jest w Wiedniu, Berlinie, Petersburgu, święć się imię twoje w tamtych krajach, wyjdź królestwo twoje z naszej Polski...» Otóż i Niemcewicz chwycił tę broń satyryczną i napisał Fragment Biblije Targowickiej: Księgi Szczęsnowe (1792); jest to trawestacją kilku początkowych rozdziałów Starego Testamentu (Ksiąg Rodzaju) - i na tym właśnie polega piekielna złośliwość pomysłu: jak Bóg przez sześć dni stwarzał świat, tak «naród i wszystko, co w nim dziś jest, przez sześć dni tworzy Szczęsny». Oto na przykład dzień drugi stworzenia: «1 rzekł Szczęsny: Niech wszelki rząd i wszelka sprawiedliwość ustaną, niech szlachcic posłuszny będzie panom, a miasta niech się znowu pogrążą w ubóstwie i ciemności; to, co wybrani od współziomków swych ludzie postanowili, niech będzie zbrodnią i spiskiem, a to, co ja rozkażę, niech będzie prawem! Rzekł też Szczęsny: Niech drukarnie przestaną drukować, a ludzie niech przestaną mówić, czytać, pisać i myśleć! I nazwał to Szczęsny wolnością.»
ROZDZIAŁ III. SZCZĘSNY OPOWIADA RÓD I POCZĄTEK SWÓJ, I CAŁE PLEMIĘ-SWE OD POCZĄTKU AŻ DO KOŃCA. I rzekł Szczęsny: Żebyście wiedzieli, kto ja jestem i ci, którzy ze mną przedsięwzięli to osobliwe odrodzenie Polski, powiem wam, że ja ród mój wiodę od tych pysznych aniołów, którzy nawet Boga, Twórcę swego, uznawać nad sobą nie chcieli i zbuntowali się przeciw Niemu. Większa część tych aniołów wraz do piekłów wtrącona była, kilku z nich zostało na ziemi i rozeszli się po różnych krainach, i od nich pochodzą wszyscy burzyciele i wichrzyciele ziemi tej. Iw Polszczę został się z nich jeden, i od niego pochodzi Sieciech, wojewoda krakowski, który za Bolesława Krzywoustego zdradził swe ziomki i uciekł z placu bitwy, a król przysłał mu kądziel; i prządł lat osiemdziesiąt... i pogardzon był, i umarł. Z Sieciecha w dalszych pokoleniach zjawił się Szamotulskie wojewoda poznański; ten zdradziwszy ojczyznę swą przeszedł do Krzyżaków i był potem rozsiekan i umarł. A z biodrów Sieciecha wyszedł później Gliński, który podniósł bunt przeciw Zygmuntowi I i chciał się ogłosić wielkim księciem litewskim, i przeszedł do Moskwy, i żył/lat pięćdziesiąt, i wyłupiono mu oczy, i umarł. A potomkowie Glińskiego spłodzili Radziejowskiego, który Szwedów sprowadził na Polskę i wiele złego broił, i żył lat sześćdziesiąt.;. I życie jego było pełne zgryzot, a wszyscy stroniU od niego, i był pogardzan, i umarł. I weszła dusza Radziejowskiego w Chmielnickiego, Doroszeńkę i Niczaję i rozmnożyła się, a z nich, dla bliskości miejsca, w Ponińskiego, we mnie, Szczęsnego, i w Branickiego, i Rzewuskiego, i Kossakowskiego. I pojąłem żonę... i wydała liczne plemię, które wami rządzić będzie.
Inny charakter ma wiersz Niemcewicza Na hersztów targowickich (1792). I tutaj jest oburzenie szczere, silne, nie wybucha już jednak krwawym szyderstwem jak w paszkwilach, ale przemawia z powagą i smutkiem; a oprócz oburzenia względem zdrajców jest tu jakiś żal do ojczyzny, że ich nie pokarała, ale nade wszystko jest ból głęboki na myśl, że targowiczanie unicestwili całą pracę Wielkiego Sejmu: broni się poeta przed zwątpieniem, jak może, chciałby uwierzyć, że to niepodobna przecie, aby Bóg «miał nas zostawić w wiecznym ucisku i wstydzie»; ale ta wiara w miłosierdzie jest słaba - zwątpienie przemaga.
Silniejszym jeszcze wyrazem oburzenia Niemcewicza na hersztów targowickich jest napisana na początku roku 1793 Obrona wojska moskiewskiego w Polszczę Iwana Wasilewicza, oficera w tymże wojsku - silniejszym dlatego* że akt oskarżenia przeciwko Targowicy wkłada Niemcewicz w usta wroga Polski-uczciwego oficera rosyjskiego, który jednocześnie tym aktem broni swojego państwa i swojej «monarchini»: gdyby nie wasi właśni zdrajcy, nie byłoby wojska rosyjskiego w waszym kraju! Niemcewicz z pewnością wiedział doskonale, że wojsko rosyjskie wtargnęłoby do Polski i bez Targowicy, ale właśnie dlatego, że udaje, iż o tym nie wiedział, i że-co za tym idzie-całkowitą odpowiedzialność za nieszczęście składa na zdrajców targowickich, akt oskarżenia przeciwko nim przybiera na sile.
Najpiękniejszym z drobnych utworów patriotycznych Niemcewicza, napisanych w tej okropnej epoce hańby i klęski, jest elegia pt. Wiosna', «mało co czulszego i lepszego Niemcewicz kiedykolwiek napisał» - mówi słusznie jego biograf, Adam Jerzy Czartoryski. Bije z tego utworu szczery, głęboki, rozdzierający, chociaż na pozór spokojny ból patriotyczny, wywołany drugim rozbiorem, a połączony podobnie jak w wierszu Na hersztów targowickich źe zwątpieniem: «Czemuż nieba nie raczą bohatera wskazać^-co by śmiał kraj uwolnić i wstyd jego zmazać ?» Rozpaczy jednak nie ma, bo nie rozpacza ten, kto ze zwątpieniem walczy i nie stracił jeszcze wiary we własna siły: «Ale może wojownik ziemię krwią zrumienić... świat zburzy, lecz nie zegnie cnotliwego męża.» A nie były to, jak pokazała bliska przyszłość, czcze słowa: ani hańba, ani klęska nie zgięły Niemcewicza i kiedy «nie-.ba wskaząły» bohatera, kiedy wybuchło powstanie kościuszkowskie, jego w nim nie zabrakło. Lecz zanim stanął w szeregach Kościuszki, zdążył jeszcze napisać jedną z najlepszych swoich bajek: Pożar (1794), w której napiętnował jako zdrajców ojczyzny tych, co do powstania iść nie chcieli.
NA HERSZTÓW TARGOWICKICH (w skróceniu)
Jakże? kiedy z pogardą i wstydu, i prawa
Spisek zdrajców na własną ojczyznę powstawa...
Gdy szerzy dziką zemstę i mordy bezkarne,
Naród w milczeniu patrzy na mordy tak czarne?...
I nie znajdzie się ręka Bruta lub Scewoli,
Co by nas uwolniła z tak ciężkiej niewoli?
Więc gdy Polak, zbyt dobry, sztyletem się brzydzi,
Niechaj czyny ich głosząc, światu ich ohydzi,
Niech powie, że zgubili ojczyznę kochaną!...
Głosicie wolność, równość: ja prześladowanie I nie wolność, lecz kilku widzę panowanie... Porzuć, Szczęsny, szyderstwo! Połączać z uciskiem Sejm prawy, zbiór cnotliwych śmiesz nazywać spiskiem? Ty, coś zgwałcenia wszystkich praw jawnym dowodem, Samotrzeć w Targowicy nazwał się narodem, Ty śmiesz bunty zadawać? Jakże? Lud zebrany, Co haniebne nad sobą potargał kajdany, Co, jedynie zajęty miłością ojczyzny, Zniósł błędy, wskrzesił prawdę, uleczył swe blizny -Ten sejm winien u ciebie? Ach! nie tak osądzi Publiczność i potomność, co nigdy nie błądzi... Ta powie kiedyś: «Był sejm z cnotliwych złożony, Co przywiódł do świetności kraj długo zhańbiony... Który rozsądną równość między ludźmi wrócił I źrzódło nieszczęść Polski - pychę możnych - skrócił. Lecz byli zdrajcy, co kraj zburzyli szczęśliwy: Był Szczęsny, był Rzewuski, Branecki zdradliwy I Kossakowskich chytre i zwodnicze plemię: Ci zgubili na zawsze tę nieszczęsną ziemię!...»
Lecz jeśli panujecie i mieczem, i trwogą, Wiedzcie: triumfy wasze długie być nie mogą: Wkrótce zapalczywości i gniewu zasłona Spadnie - i stanie w oczach ojczyzna zgubiona... Natenczas wlec się będą dni wasze w tęsknotach, Nie znając, co sny słodkie; w okropnych ciemnotach Poległych ziomków cienie stać będą przed wami I zadanymi przez was przerażać ranami. Wpośrzód przeklęctw rodaków do grobu zstąpicie, Lecz straconego szczęścia Polsce nie wrócicie!
.........................................................
Lecz trudno, by Bóg, który rządzi przeznaczeniem, Bóg, co nas dźwignął swoim potężnym ramieniem, Miał nas zostawić w wiecznym ucisku i wstydzie, Może pora szczęśliwa dla Polaków przyjdzie! Trudno, by ten dzień wielki, gdzie świętym obchodem, Boże! król w Twym obliczu łączył się z narodem, By ten dzień, Panie, w którym przybytek Twój święty Lud, Tobą i ojczyzną jedynie zajęty, Napełniał, gdzie przez szczere i radosne pienia Składał Ci, Boże, za Twe dary dziękczynienia;
Gdzie strzec wolnych swych ustaw zaprzysiągł przez śluby By dzień ten dniem się stać miał krzywoprzysięstw, zguby! Jeśli zaś w gniewieś wyrzekł. Boże władogromy, Że szczęście nasze przejdzie jako sen znikomy... Wtenczas któż znieść potrafi tylu kiesek brzemię? Cnotliwy rzuci z smutkiem tę zgnębioną ziemię, A widząc szczęścia Polski zgubione nadzieje,
Nad zhańbioną ojczyzną rzewne łzy wyleje,
Pójdzie, gdzie niepodległym być się jeszcze godzi
I gdzie nad ludźmi pycha kilku nie przewodzi.
OBRONA WOJSKA MOSKIEWSKIEGO
Czas już, żeby ustały te skargi i żale,
Że Polska nieszczęśliwa, to winni Moskale!
Potwarz mię ta obchodzi - i ja też mam duszę,
Za skrzywdzony mój naród ująć się więc muszę.
Prawda, Polska zgubiona, w nieszczęśliwym stanie,
Nie słychać, tylko jęki, płacz i narzekanie: Ale kto temu winien? Mówmy poufale! Czy związek targowicki, czyli też Moskale? Weszliśmy w wasze kraje: lecz któż nas sprowadził? Ten, co was dzisiaj dręczy, co was wprzódy zdradził: Szczęsny, co na kraj własny spisek w Jassach knował, Płaszczył się w Petersburgu, by w Polszczę panował. On się-powstaniem swojej ojczyzny obraził, On prosił, by nasz oręż piersi wasze raził. Przysięgam na mój honor, po tureckiej wojnie, Gdyśmy po domach naszych żyć chcieli spokojnie, Zamiast pokoju przeciw wam kazali czynić1. Mówiliśmy: «Co mógł nam naród ten zawinić? Jakże za to, że lud ten, cierpiąc kiesek tyle, Odrodził się w swych prawach, znaczeniu i sile, Że chciał być niepodległym, że chciał być szczęśliwym, My go niewinnie mamy ścigać mieczem mściwym? Co nam do tego, jak się kto u siebie rządzi ?»
Ale Szczęsny powiedział: «Kto tak myśli, błądzi. Jam jest narodem, moja święcona osoba! Co Polacy zrobili, mnie się nie podoba. Padłem do nóg wspaniałej naszej monarchini -Słuchajcie! ona w Polszczę w imię moje czyni!»
Słuchać potrzeba było. Zaczęły się mordy, Dońców naszych po włościach rozbiegły się hordy;
Ale ilekroć przyszło z wami się próbować,
Musieliśmy waleczność wojsk waszych szanować.
Zieleńce i Dubienkę głosić będzie sława:
Widać, żeście walczyli za wolność i prawa.
Lecz jaką wzgardę wzbudzał z wami porównany
Przelękniony Rzewuski, Branicki pijany:
Pierwszy wśrzód boju skrył się za szopę niewielką,
Drugi szeregi nasze przebiegał z butelką,
Wrzeszcząc: «Pijcie i bijcie!» Niech, jako kto chce, łudzi,
Obcy nawet nie może czcić podobnych ludzi!
Ulegliście, choć nigdy nie będąc zwalczeni,
Z jakich powodów, niechaj każdy, jak chce, mieni.
Tu się skończyła dla nas zbyt przykra robota: Dzisiaj nie my rządziemy, lecz zdrajców niecnota; Nie myśmy zawikłali w nierząd naród cały, Nie my wydajem pozwy i uniwersały, Ale to Szczęsny, pierwszy król z niełaski boskiej, Rzewuski i Branicki, niecny Kossakowski -Ci przywłaszczoną sobie i nieprawną władzą Bez zwołania narodu stanowią i radzą. Ci w skrytych swych widokach iw zyskach swych wspólni, Wszystko wam zakazując, mówią, żeście wolni; Ci dwa silne narody, Litwę i Koronę, Chcąc łatwiej oba zgubić, chcą mieć rozdzielone; Ci śmieli (żeby własne wojsko upokorzyć) Powieszonego zbiega generałem tworzyć. A wytępiając honor i pamięć zwycięstwa, Pozdzierali z rodaków dowody ich męstwa. Możnaż tak plamić honor i hańbić odwagę ? Ta bezwstydność w nas samych wzbudziła zniewagę! Nikt nie powie, żeby to Moskale zrobili. Moskale Kossakowskim, Szczęsnemu radzili, By znosząc edukacje, przyszłe pokolenia Przygotować do jarzma, hańby i spodlenia ? Nie my poczciwych ludzi chcieli prześladować, Nie my po domach waszych kazali szpiegować, Lecz oni, szerząc tylko gwałt despotom znany, Na myśli nawet wasze wtłoczyli kajdany; Wolność zwierzania trosków - i tę wam odjęto, Pieczęć na listach waszych nie jest dla nich świętą; Oni wiedzą największe wasze tajemnice. Co mąż żonie powierza, co dzieciom rodzice; Lecz gdy w męczenie swoją wysilają dzielność, Co najbardziej oburza, to brzydka bezczelność,
Z którą gdy prawa tłumią i każdemu szkodzą.
Chcą wmówić, że powszechną szczęśliwość przywodzą.
Jak was mają za ciemnych! Ja, kiedym zły troszki
I sołdatowi memu każę dać batożki,
Choćbym sto razy mówił, że go nie urażam,
Że dobrodziejstwo świadczę i że go poważam,
Nie uwierzy zapewne, bo człowiek, bo tkliwy,
Bo kiedy cierpi, trudno, żeby był szczęśliwy.
Ale mi kto zarzuci, że te krzywdy srogie, Co znoszą miasta, szlachcic i kmiotki ubogie -Te już nie Targowica, ale Moskal czyni; Możeż temu uwierzyć nasza monarchini? Wy jęczycie pod srogim zewsząd udręczeniem, Szczęsny wysyła do niej posłów z dziękczynieniem; Tam Branicki w pisanej przez kogoś perorze, Choć przed obiadem, a już w wesołym humorze, Twierdzi, że przez broń ruską Polak stał się wolnym, Że radość ziomków ledwie wyrazić jest zdolnym, Na rząd, który zaprzysiągł, składa nieszczęść w^nę ij I obok Pana Boga mieści Katarzynę; Mówi, że chcąc, by w Polszczę zawsze się szczęściło, Trzeba, by odtąd w kraju tak jak teraz było.
Cóż zyskali posłowie? (darujcie, żem szczery!) Dla was jarzmo, dla siebie złote tabakiery, I dziwićże się może myśl czysta i zdrowa, Że z zdrady ziomków waszych korzysta carowa? Wierzcie, własny pożytek wszystkie dwory rządzi, Kto myśli, że mu obcy dobrze życzy, błądzi. Nie wińcie Katarzyny, że wam rząd wasz znosi, Że wielkość swą nad wasze szczęśliwość przenosi: i Wielka to pani, ona mocarstw trzyma wagę. Ona jedna wie, jak swą zachować powagę; Przy stałości w przygodach i rzadkim rozumie. Przyznajcie: ona jedna w świecie rządzić umie. Płacz wasz i narzekania, i stan bliski zgonu, Wierzcie, że się nie mogą przedrzeć do jej tronu, Bo zdrajcy, których zyskiem istność waszą zwalać, Złe przed nią taić muszą i prawdę oddalać.
Lecz cieszcie się! Wyrodki przebrali już miarę, Za popełnione zbrodnie odnoszą już karę. Patrzcie, co im ściągnęły zamysły ich harde: Nienawiść własnych ziomków, Europy pogardę! Przynieśli dla was więzy, lecz, ślepi, nie znali, Że się sami w tych więzach pierwsi uwikłali.
Koń z jeleniem, na błoniu pasący się w chłodzie, Rozgniewał się, że jeleń wybiegł go w zawodzie; Prosił człeka o pomoc i przyjął wędzidło, Pokonał towarzysza, lecz, wraz poznał sidło; Bo człowiek, korzystając z szaleństwa nieuka, Nie zsiadł mu więcej z grzbietu ani zdjął munsztuka. Podobny los wyrodki wasze będą mieli: Zatrzymają kajdany, gdy rządu nie chcieli.
My więc, świadkowie waszych cierpień oczywiści, Żałujem was bez żadnych dla siebie korzyści! Smutny pobyt nasz w Polszczę! Wszak sami widzicie: Niewiasty, co wdziękami słodkim czynią życie, Cnotliwość, co wspierali kraj radą lub bronią, Nie dziw, że nas nie lubią i że od nas stronią; A jeśli mała liczba podłych nadskakuje, I Moskal w towarzystwie podłych nie smakuje. Przebóg więc, darujcie nam tylu nieszczęść winę, W nas widzicie narzędzie, lecz w zdrajcach przyczynę.
WIOSNA
Tchnąca przyjemną wonią, z majowym porankiem
Przyszła wiosna, kwiecistym ozdobiona wiankiem;
Przyszła wesoła, a gdy lube jej spojrzenie
Wzbudza rozkosz i całe cieszy przyrodzenie, Gdy ziemia, przyodziana ozdobnymi szaty, Pyszni się nowym liściem i świeżymi kwiaty: Szczęśliwy, kto nie znając ni smutku, ni męki, Wesołym okiem patrzy na te lube wdzięki! Lecz ten, co stracił wszystko, co nie ma ojczyzny, Co czasem niezatarte w sercu nosi blizny, Dla tego, co nadziei stracił promyk słaby, Czarną krepą okryte te wdzięczne powaby I
O ojczyzno! Dla ciebie już słońce pogodne Nie wznijdzie, bo już obcy i ziomki odrodne, Słodkich nadziei pierwsze zgasiwszy promienie, Zepchnęli cię bezbożnie w straszne grobów cienie. Przebóg! pośród niesilnych i łez, i rozpaczy Srogi wojownik chciwe zabory już znaczy: Od wschodu słońca aż do bałtyckiego brzega Milczą prawa, szczęk obcej broni się rozlega. I gdy śmierć nam gotują umowy zwodnicze, Kto wodze rządu trzyma? ach! ręce zbrodnicze,
Co za kruszec zbyt podły przyjęły kajdany I nad ojczyzną obce postawiły pany.
Ojczyzno! gdyby jeszcze można cię ratowaćI Któż by, kiedy ty giniesz, chciał życie zachować? Czemuż nieba nie raczą bohatera wskazać, Co by śmiał kraj uwolnić i wstyd jego zmazać) Ale zamiast nadziei niewola i nędze -Te dni osierociałych zwijać będą przędze. Giniesz wśrzód ciężkich kiesek, nieszczęsna kraino, Wprzód wszystkich starań celu, a dziś łez przyczyno l Wy, gmachy królów naszych, o wspomnienie smutne Gdzie nas długo niszczyły niezgody okrutne I kędy raz ostatni lud wolnie zebrany Stanowił święte prawa i kruszył kajdany! Głos wolny sklepień waszych więcej nie uderzy: Rozkazy panów nowych lub szelest puklerzy-Te was przerażać będą! Wy, domy ojczyste. Co was kryją swym cieniem dęby wiekuiste! Wy, groby przodków naszych, i wy, rozrzucone Po rozległych równinach mogiły skrwawione Dzielnych rycerzy! Oni kraj piersi własnemi Bronili, dziś ich zwłoki w obcej leżą ziemi!
Lecz tak przedwieczne niebios wyroki zrządziły: Jak ludziom, tak mocarstwom kres swój naznaczyły. Wieleż to sławnych królestw i grodów zamożnych Dziś noszą postać ruin i pustyń bezdrożnych! Gdzie Babilon? Niniwy? i wy, przed wiekami Pyszne przychodniom Teby setnymi bramami? . Zginęło plemię Rzymiąp, i ty, ich przewago, Imię nawet straciłaś, potężna Kartago! Między cierniem i mięcizy głuchymi rośliny Sławnych Aten zaledwie widać dziś ruiny. Podobnie Polska, długim gnębiona uciskiem, Przewrotności i zdrady stała się igrzyskiem. Cięży na wolnych barkach obce panowanie, Lecz kiedy z twych popiołów mściciel nie powstanie Gdy zgon twój opłakujesz, przykryta żałobą, Któreż cnotliwe serce nie westchnie nad tobą? Któż wam hołdu nie odda, wy, dusze wspaniałe1, Co w kluby rządu wziąwszy bezprawia zuchwałe, Zmieniając hańbę kraju w pomyślniejsze bycie, Poświęcali ojczyźnie majątki i życie?
Nie zginą prawa wasze z powszechnym upadkiem: Będą cnoty i świateł waszych wiecznym świadkiem; I będzie miał czym Polak potwarców rumienić: Dowiódł, że chciał być rządnym i umiał się cenić.
Może niejeden dzisiaj z tych ludzi cnotliwych Stał się ofiarą gwałtu i przewodzeń mściwych? Może rycerz, którego nieskażone dłonie Miecz wzniosły raz ostatni w ojczyzny obronie, Dziś, w srogiej żyjąc nędzy, okryty bliznami, Jęczy nad swym kalectwem i Polski stratami? Jęczy, ale w uciskach ulga mu zostaje, Ulga, której występny nigdy nie doznaje: Na nieskażone serce wspomniawszy i cnoty, Pozna, że lżejsza nędza niżeli zgryzoty, I gdy śmierć przyjdzie, zamknie powieki spokojnie.
Ale ci, co ojczyznę najechali zbrojnie, Co zgubiwszy swe ziomki wyniosłością hardą, Kryją się w gmachach obcych przed świata pogardą -Mimo świetne bogactwa i majątek drogi Gorzkie będzie ich życie i śmierć pełna trwogi!...
Lecz co widzę? już ziemia, krwią przodków zdobyta, Obcymi orły, obcym żołnierzem okryta! Przyszedł już srogi moment wiecznego rozstania, Wiecznej niedoli, wiecznych skarg i narzekania.
Jak ciężko Polskę obcym imieniem nazywać! Jak ciężko słodkie związki natury rozrywać! Brat bratu stał się cudzym; co mówię, o zbrodnie! Gdy zawiść wśród mocarzów rzuci swe pochodnie, Kiedy ludem zabranym wojny zaczną toczyć, Ziomek we krwi współziomka oręż będzie broczyć! Ach! niech mię wprzód mogiła i cyprys żałobny Przykryją, niżbym patrzał na widok podobny!
O lutni moja! Był czas, gdzie twoimi tony
Nuciłaś dawny blask, mej ojczyźnie wrócony;
Dziś, dotknięta ostatni raz od drżącej ręki,
Już nie jej głosisz sławę, ale smutne jęki.
.......
Podobne prace
-
Ocena / Autor /Odillo
Dodano /04.06.2013 praca w formacie txt
-
Ocena / Autor /rocky
Dodano /17.02.2011 praca w formacie txt
-
Ocena / Autor /jasminkowa
Dodano /08.03.2012 praca w formacie txt
-
Ocena / Autor /Rearpypeelime
Dodano /03.08.2007 praca w formacie txt
Do góry